Gdy dziecko odchodzi – poronienie i strata

Gdy dziecko odchodzi – poronienie i strata

Poronienie dziecka i strata – problem, dotykający coraz więcej kobiet

Poronienie dziecka - ból i strata
Poronienie dziecka – ból i strata

Są takie chwile, wobec których trudno pozostać obojętnym, które zmieniają wszystko. Zbliża się kolejna już rocznica śmierci naszego nienarodzonego maluszka. Jego życie odeszło akurat wtedy, gdy wszystko wkoło budziło się po zimowym letargu i rozkwitało. Wśród zieleni, pachnących kwiatów i przy radosnym śpiewie ptaków.

Kiedyś naiwnie myślałam, że zajście w ciąże jest równoznaczne z  urodzeniem dziecka.

Rzeczywistość okazała się jednak inna. Poronienie to niestety problem, który dotyka coraz więcej kobiet, choć mało się o nim mówi. Nagle gdy w rozpaczy przeżywaliśmy dramat związany z utratą nienarodzonego dziecka, okazało się, że nie jesteśmy odosobnieni, że wokół nas takie doświadczenia ma niejedna rodzina z kręgu naszych znajomych, tylko o tym zwyczajnie nie wiedzieliśmy.

Ból i strata

Pozostał nam test z dwiema kreskami, zdjęcia usg, na których widoczna jest maleńka główka, której nigdy nie przytulimy, rączki i nóżki, których nigdy nie wycałujemy, karta ciąży oraz akt zgonu z  jednoczesnym aktem urodzenia. Nasz maleńki, nienarodzony Synek, którego serduszko tak nagle przestało bić nie zdążył się urodzić. To przedziwne, że można nosić w sobie Życie, które już nie żyje. Nie zgodziłam się na zabieg tego samego dnia.

Obumarła ciąża – poronienie dziecka w polskiej rzeczywistości

Chciałam, by lekarz jeszcze raz mnie zbadał nazajutrz. To niewiarygodne, jak w naszym kraju czasem brakuje zwyczajnej ludzkiej empatii.

Jak można łączyć pacjentki z obumarłą ciążą z matkami, które szczęśliwie oczekują rozwiązania, a potem jeszcze przy wyjściu wręczać ankietę na temat stanu psychicznego kobiety po poronieniu. Nie potrafię tego zrozumieć, tym bardziej, że dwie sale obok były puste.

Czekałam na cud, by serduszko zaczęło bić…

Leżąc z matkami, które były na podtrzymaniu zaawansowanej ciąży i słysząc bicie serc nienarodzonych jeszcze dzieci, marzyłam by i mój Synek wrócił do życia, by jego maleńkie serduszko zaczęło pompować krew. Do ostatniej chwili czekałam na cud, naiwnie wierząc że się spełni wbrew wszystkiemu. Kolejne badanie powtórzyło poprzedni wynik.

Zabieg łyżeczkowania to koszmarne przeżycie fizyczne i psychiczne, chociaż ból w największym stopniu dotyka serca i duszy. W zasadzie każda kobieta marzy tylko o tym, by jak najszybciej opuścić szpital.

Mój mąż był przy mnie przez cały czas, musieli go wyganiać na noc.  Nie przypuszczałam, że w takich okolicznościach nasza miłość będzie tak świeża, czuła i piękna, jakby dopiero wybuchła.

Nasz Synek miał na imię Piotruś

W szpitalu nikt mi nie powiedział, że mogę pochować nasze nienarodzone dziecko, skorzystać z 2-miesięcznego urlopu macierzyńskiego. Na szczęście zrobiła to znajoma lekarka. Przy maleńkiej, białej trumience było zaledwie kilka osób. Nasz Synek miał na imię Piotruś i leży wokół innych nienarodzonych dzieci, których z każdym rokiem przybywa.

Poronienie dziecka ból i strata
Dzieciom nienarodzonym

Ostatnio dołączyła do nich porzucona dziewczynka, której tożsamość jest nieznana. Są też maluszki, które poznały piękno tego świata, ale tylko na krótko. Nie wyobrażam sobie, co czują ich rodzice, w sercu noszą obraz buzi swoich dzieci, ich spojrzenie, uśmiech. To jedyna część na cmentarzu, gdzie jest tak czysto i biało, a wkoło leżą różne zabawki. Jakoś zawsze tam czuję nadzieję i radość, gdzieś bardzo głęboko w sobie. Może dlatego, że wszystkie te dzieci są już w niebie.

Cud o który tak prosiłam w szpitalu spełnił się, choć w innym wymiarze…

Teraz z perspektywy czasu mam wrażenie, że ten cud, o który tak prosiłam w szpitalu, spełnił się w innym wymiarze, a moje modlitwy zostały wysłuchane.

W czasie, gdy byłam w ciąży inne Życie nosiła pod sercem inna mama. To był nasz Tomuś.

Byliśmy po kursie adopcyjnym i czekaliśmy na Ten Telefon. On zadzwonił do nas w odpowiednim czasie, bo za kilka miesięcy, gdy zdążyliśmy przeżyć stratę. Na grób naszego Piotrusia, nie chodzimy często, ale zawsze gdy jesteśmy w pobliżu staramy się tam podejść. Ostatnio byliśmy z Tomusiem, który w końcu na tyle dojrzał, że mogliśmy mu opowiedzieć o jego braciszku i o tych wszystkich aniołkach, które tam są.

Tomuś całkowicie uleczył nas z bólu, jedna miłość zamieniła się z drugą. Nasze pragnienie rodzicielstwa zostało spełnione. Jego zresztą też.

Gdy tak staliśmy nad maleńkim grobem, Tomuś powiedział

„Przyniosę Piotrusiowi „brum – bruma” (bo tak czasem mówi na autka) by miał się czym bawić”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.