Stawianie granic zranionemu dziecku
Trudności w wychowaniu dziecka adopcyjnego – stawianie granic
Dziś byłam świadkiem kolejnej sceny z udziałem małego człowieka i jego mamy w sklepie z zabawkami. Chłopczyk uparł się, że dostanie to, co sobie umyślił, a widząc opór ze strony rodzica płakał, krzyczał i kładł się na ziemię. W końcu mama ustąpiła. Po chwili widziałam ich przy kasie, a mały ściskał swój upragniony samochód.
Stawianie granic – dlaczego w przypadku rodziców adopcyjnych jest tak trudne?
Stawianie granic to problem, z którym mierzą się wszyscy rodzice, by dziecko „nie weszło im na głowę” i nauczyło się żyć wśród innych. Ma zresztą jeszcze więcej zalet. Daje maluchowi poczucie bezpieczeństwa, pozwala zrozumieć, że nie wszystko w życiu dostanie, a jego zachcianki nie zawsze będą spełnione. A kolejny samochód, czy klocki wcale nie są mu potrzebne do szczęścia.
W przypadku rodziców adopcyjnych stawianie granic bywa szczególnie trudne.
Dlaczego? Z dwóch powodów:
- Z jednej strony wynika to z ogromnego pragnienia macierzyństwa czy ojcostwa, które przez lata nie może się urzeczywistnić. Napotyka tyle przeszkód i tak trudną drogę, jaką jest przejście całej procedury adopcyjnej. I wreszcie, gdy pojawia się ten mały człowiek , tak długo wyczekiwany, to chciałoby mu się rzucić świat do jego stóp.
- Z drugiej strony przy adopcji zawsze trafia do nas dziecko, które doświadczyło cierpienia, wynikającego z odrzucenia, niekochania, a czasem i przemocy fizycznej lub psychicznej. Gdy osoba dorosła styka się z krzywdą, która spotkała tak małą, niewinną istotę, to człowiek marzy, by wynagrodzić te wszystkie złe chwile.
Poznałam mamę adopcyjną, która nie potrafiła odmówić swojemu dziecku niczego. Jej niespełna 2-letni synek był głodzony, bity, pozostawiany bez opieki. Świadomość tej przeszłości sprawiała, że wybaczyłaby mu wszystko i ofiarowała każdą wymarzoną rzecz. W jej głowie przebijała się tylko ta jedna myśl: „On już tyle wycierpiał”. Ale ten mały chłopczyk potrzebował nie tylko współczującej miłości, lecz także mądrego wytyczania granic. I mama adopcyjna dla jego dobra musiała się na to zdobyć, jednak przez długi czas nękały ją jeszcze wyrzuty sumienia.
Mój Tomuś nie doświadczył bicia, czy głodzenia, a jednak gdy do nas trafił też źle się czułam, nie spełniając wszystkich jego pragnień. I przez jakiś czas kupowaliśmy mu każdą rzecz, której zapragnął. Przyszedł wreszcie czas, że zaczęliśmy mówić „nie”.
Więcej na temat wychowania dziecka we wpisie: Samospełniająca się przepowiednia oraz Wychowanie – sukces czy porażka rodziców, a także Czy nagrody motywują dziecko?