Adopcja dziecka – świadectwo adopcyjnego ojca

Adopcja dziecka – świadectwo adopcyjnego ojca

Rodzicem adopcyjnym jestem już 12 lat, więc mam trochę doświadczenia. Chciałbym się nim podzielić z tymi, którzy myślą o adopcji lub są w trakcie kursów. Niech to będzie moje świadectwo – świadectwo adopcyjnego ojca😉.

Długo i bezskutecznie staraliśmy się o potomstwo biologiczne, aż w końcu po przeprowadzce do nowej lokalizacji postanowiliśmy zdecydować się na adopcję. Z różnych względów chcieliśmy adoptować od razu 2 dzieci. Wymyśliliśmy sobie, że najlepiej aby starsze miało co najwyżej 4 lata. Na malutkie byliśmy już chyba trochę za starzy, a poza tym zadecydowały też inne względy.

Pierwsza wizyta w ośrodku adopcyjnym

Na pierwszą rozmowę do ośrodka adopcyjnego w pewnym mieście w Wielkopolsce wybrałem się sam, ponieważ żona po zmianie pracy nie była w stanie wyrwać się w godzinach otwarcia ośrodka. Nie pamiętam ile papierosów z nerwów wypaliłem przed wejściem ale było tego całkiem sporo. Tymczasem do środka zaprosiła mnie na niezobowiązującą rozmowę bardzo miła i spokojna osoba, jak się okazało pani dyrektor. Rozmowa przebiegła w naprawdę super atmosferze, wynikało to chyba z doświadczenia pani dyrektor ze spotkań z równie zestresowanymi jak ja ludźmi.

Umówiliśmy się na następną rozmowę – tym razem w pełnym składzie. Dostaliśmy do wypełnienia całe mnóstwo dokumentów okazało się również, że trzeba zdobyć kilka zaświadczeń. Całość udało nam się zebrać w miarę szybko. Jeszcze kilka rozmów w ośrodku i po pewnym czasie poinformowano nas, że będziemy mogli uczestniczyć w kursie adopcyjnym. Radość całkiem spora, a na wątpliwości nie był to jeszcze czas.

Trafiliśmy do fajnego ośrodka adopcyjnego…

Na różnych forach poczytaliśmy o kursach i opinie były różne.

W wyborze OA pomoże Ci nasza Aplikacja „Ośrodki Adopcyjne”, w której zebraliśmy opinie i oceny ponad 650 osób starających się o adopcję. Ich doświadczenia ułatwią podjęcie decyzji😉.

My chyba mieliśmy szczęście – nie dość, że panie z naszego ośrodka były naprawdę wyrozumiałe i pomocne to jeszcze inni uczestnicy kursu okazali się bardzo sympatyczni. Na początku było oczywiście skrępowanie, trochę wstydu przy opowiadaniu różnych rzeczy o których nie rozmawiasz nawet ze znajomymi – nie każdy jest ekstrawertykiem.  Ale z biegiem czasu poczuliśmy się jak w rodzinnym gronie. Wiedza, którą poznawaliśmy na kursie z jednej strony okazała się bardzo interesująca dla ludzi bez doświadczenia, z drugiej strony zastanawialiśmy się z żoną czy to wszystko jest tak naprawdę potrzebne. Była też wizyta pań z ośrodka celem sprawdzenia warunków domowych – przebiegła jak odwiedziny starego znajomego.

Wyczekiwany Telefon

Po zakończeniu kursu rozpoczął się okres oczekiwania na  TEN TELEFON. W naszym przypadku nie trwało to długo. Zadzwoniła pani dyrektor i powiedziała, że w rodzinie zastępczej jest dwóch chłopców w wieku 4 i 7 lat, którym właśnie wyjaśniła się sytuacja prawa. Trochę nas to zaskoczyło bo jak pisałem wcześniej chcieliśmy trochę młodsze dzieci. Szybka rozmowa z żoną i zdecydowaliśmy się na pierwszą wizytę.

Chyba nigdy w życiu nie byłem tak zdenerwowany, żona zresztą również. Okazała się, że rodzina zastępcza mieszka nie na drugim końcu Polski tylko godzinę jazdy od naszego domu. Trochę nas to zaniepokoiło, bo co będzie jak dzieci trafią już do nas i spotkają kogoś znajomego ? W końcu to nie są niemowlaki tylko całkiem rozumni mali ludzie. Tymczasem odłożyliśmy te wątpliwości na później.

Pierwsze spotkanie z dziećmi – świadectwo adopcyjnego ojca

Zadzwoniliśmy do rodziny zastępczej, zapytaliśmy co chłopcy lubią, kupiliśmy drobne prezenty i w drogę. Wizyta to był wielki stres dla nas a i pewnie dla dzieci. Rodzice zastępczy poinformowali trochę niefortunnie, że przyjadą „nowi rodzice” i chłopcy byli dość nerwowi i nieśmiali. Wizyta trochę sztywna ale chyba nie ma się co dziwić. Umówiliśmy się na następne odwiedziny i wróciliśmy do domu. Tutaj oczywiście dyskusja na temat decyzji. Długo to nie trwało – co prawda chcieliśmy młodsze dzieci ale „oni są tacy super” i „ciekawe co myśleli o nas” aż do „a jak się im nie spodobaliśmy ?”. Podpytaliśmy rodzinę zastępcza i wyszło na to, że chyba przypadliśmy chłopakom do gustu. Były kolejne wizyty, samodzielne spacery z chłopcami, wizyta u nas w domu a w międzyczasie załatwianie dokumentów i starania o szybkie wyznaczenie rozprawy. Po drodze jeszcze kilka perturbacji ale wszystko jakoś udało się pokonać.

Dopiero po wyznaczeniu terminu rozprawy poinformowaliśmy najbliższą rodzinę o naszej decyzji. Trochę byli zaskoczeni, ale też natychmiast zadeklarowali nam, że możemy liczyć na każdą pomoc z ich strony.

Trudne początki po adopcji

W końcu chłopcy trafili do nas na stałe. Radości nie było końca. Okazało się, że informacje i wiedza z kursu pomogły nam przetrwać ten początkowy okres i zrozumieć różne zachowania dzieci.
Dokładnie tak jak usłyszeliśmy na kursie chłopcy na początku okazali się po prostu aniołkami a ich zachowanie było niemal idealne. W trakcie przygotowań wytłumaczono nam, że tak właśnie prawdopodobnie będzie, bo dzieci chcą się jak najlepiej nam zaprezentować, żebyśmy na pewno ich pokochali. Później zachowanie zmieniło się diametralnie na co też byliśmy przygotowani. Dzieci sprawdzały i testowały czy nawet jak się bardzo źle zachowują, to nadal je kochamy i nie będziemy chcieli ich oddać.

Nie ukrywam, że nie był to łatwy czas dla nas, jak i dla chłopców. Bardzo pomogli nam nasi znajomi i przyjaciele. Z jednej strony niemal nie musieliśmy kupować ubrań czy zabawek – chłopcy przyszli do nas tak jak stali – z drugiej strony nie narzucali się też z wizytami rozumiejąc, że potrzeba naszej czwórce dużo spokoju. Mnóstwo cierpliwości wykazała też nasza pani doktor, do której lataliśmy z każdą „pierdółką”. Cała nasza rodzina była zachwycona chłopcami i cieszyła się naszym szczęściem.

Nasi Synowie

Obecnie Starszy właśnie osiągnął pełnoletniość a Młodszy wybiera nową szkołę. Żyjemy jak każda zwykła rodzina. Starszy nigdy nie wspomina o czasie sprzed adopcji, a Młodszy wyparł wszystko i twierdzi, że „mama go urodziła”, a po mnie „wszystko dziedziczy” – mamy nawet taką samą wadę wzroku. Może kiedyś do tego wróci – to wyzwanie i rozmowy jeszcze przed nami.

Z perspektywy czasu – czy było warto? TAK i jeszcze raz TAK.

Adopcja zmieniła nasze życie

Czy coś się zmieniło w naszym życiu? Wszystko a właściwie całe życie. Irytuje mnie, może niepotrzebnie, jak ktoś mówi „chłopcy mieli szczęście, że ich przygarnęliście”. Tak naprawdę to mieliśmy ogromne szczęście, że trafiliśmy na siebie. Oni całkowicie zmienili naszą rzeczywistość. To dzięki nim poznaliśmy mnóstwo znajomych (ze szkoły, z klubów, dodatkowych zajęć, obozów) i zyskaliśmy nowych przyjaciół. To oni zmienili nasze życiowe priorytety. To dla nich wyznaczamy nowe cele. My zaś daliśmy im możliwości – wyboru szkoły, rozwijania zainteresowań, wyboru własnej drogi życiowej i bezwarunkową miłość – jak wszyscy rodzice.

Procedury adopcyjne – kilka słów na zakończenie

Z perspektywy czasu – czy kurs adopcyjny jest potrzebny? Według mnie zdecydowanie TAK.
Czy procedura adopcyjna jest  długa i męcząca? Oczywiście, że tak. Ale dzięki temu niezdecydowani rezygnują, a ci pewni zniosą wszystko. Oczywiście, czas oczekiwania na kurs mógłby być krótszy, ale na to pewnie składa się wiele czynników.

Jeśli te niedogodności są dla Ciebie tak istotną przeszkodą, to może w głębi serca nie jesteś pewny swojej decyzji o adopcji? Tutaj przede wszystkim trzeba kierować się dobrem dziecka. Skoro taka przeszkoda jest Cię w stanie zniechęcić, to co będzie jeśli zaczną się problemy z dziećmi? Co jeśli wyłonią się trudności, których nie przewidziałeś. Tutaj nie ma i nie może być procedury „zwrotu”.

Natomiast wszystkim zdecydowanym i pewnym swoich decyzji życzę żeby wszystko przebiegło jak najszybciej i po Waszej myśli. Mimo, że czasem będzie trudno, zobaczycie że NAPRAWDĘ WARTO !

Więcej adopcyjnych historii poznacie z naszych książek: „Rozmowy o adopcji”- relacje kobiet, Adopcja oczami ojca”. oraz Moje nowe życie po adopcji – historie dzieci”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.