Adopcja starszych dzieci – nasza historia

Adopcja starszych dzieci – nasza historia

Nasz początek drogi adopcyjnej nie był łatwy…

Dziewczynki
Dziewczynki

Wprawdzie w ośrodku adopcyjnym wyraziliśmy chęć adopcji tylko małego dziecka, to jednak na naszej drodze stanęły starsze dzieci z rodzinnego domu dziecka. Dwie dziewczynki – Magda i Asia. Skąd o nich się dowiedzieliśmy? Chodziły do szkoły, w której uczyła nasza koleżanka. To ona powiedziała nam, że dzieci te szukają rodziców, że mają uregulowaną sytuację prawną. Ośrodek Adopcyjny zakwalifikował je do adopcji. Niestety mijały miesiące, lata i nic. „To fajne dziewczynki” – przekonywała nas koleżanka. Zorganizowała też pierwsze spotkanie. Magda miała 12, a Asia 8 lat. I choć trudno uwierzyć, to od 6 lat przebywały w placówce. Były bardzo zżyte z opiekunką zastępczą. Wszyscy nas zapewniali, że marzą o adopcji i nadal OA szuka dla nich rodziców.

Zaczęliśmy zabierać dziewczynki na spacery i wspólne wycieczki. Dopóki uczestniczyła w nich nasza koleżanka (nauczycielka), to kontakt z nimi wydawał się łatwy. Jednak, gdy po raz pierwszy sami zabraliśmy je na wycieczkę, to przez większość czasu panowała głucha cisza, którą trudno było przełamać.

Długo musieliśmy czekać na spontaniczność, wesołe opowieści i śpiew dzieci podczas jazdy. W końcu i to nadeszło. Dziewczynki przekrzykiwały się relacjonując nam miniony dzień. Każda z nich chciała dokładnie opowiedzieć, co wydarzyło się w ciągu kilkunastu ostatnich godzin.

Rodzinny dom dziecka to ciągle dom dziecka – potrzebowaliśmy czasu, by to zrozumieć.

Dziewczynki cieszyły się na wspólne wyjazdy. Gdy przyjeżdżaliśmy po nie do domu dziecka inne dzieci patrzyły z zazdrością. 8 – letni chłopiec, który tam przebywał często płakał na nasz widok. Jak się później okazało był zazdrosny. Też chciał uczestniczyć w naszych wyjazdach. Nie mógł zrozumieć dlaczego zabieramy dziewczynki, a nie jego.

Mała, 6 – letnia Zosia przytulała się do mnie przy każdej okazji. Wesoło szczebiotała, by być w centrum naszej uwagi. Nie miała jeszcze uregulowanej sytuacji prawnej, a już marzyła o rodzicach. Mama biologiczna Zosi zabierała ją co jakiś czas do siebie, ale w ciągu tych wspólnie spędzanych chwil, głównie oglądała telewizję. Nie dotrzymywała słowa w kontaktach z Zosią. Obiecywała jej, że zadzwoni lub przyjedzie, mijały dni, tygodnie i nic. Potem nagle po miesiącu lub dwóch przypominała sobie o córce.

Był też Piotruś  7 – letni chłopczyk z licznymi problemami zdrowotnymi, który jeszcze nie mówił, też przytulał się do nas w poszukiwaniu rodzinnego ciepła. Na prawidłowy rozwój miał szansę tylko w kochającej rodzinie. Te wszystkie dzieci robiły wszystko, co w ich mocy, by znaleźć rodziców. Każde z nich na swój sposób „o nas walczyło”.

By nie sprawiać przykrości innym wychowankom RDD, nie wchodziliśmy już więcej do budynku. To było za trudne. Nasz widok przypominał im o braku mamy i taty, czyli najważniejszych osób na świecie – i o braku miłości, tej jedynej i bezwarunkowej.

Czekaliśmy odtąd na dziewczynki na zewnątrz. One zawsze takie były dumne wychodząc do nas. Wiedziały dobrze, że inne dzieci zazdroszczą im tych spotkań.

Chcielibyśmy być dla Was mamą i tatą – trudna rozmowa

Opiekunka zastępcza dziewczynek odradzała nam konfrontację i bezpośrednią rozmowę o naszych zamiarach adopcyjnych. Cały czas zapewniała, że musi je przygotować. Pytaliśmy: czy na pewno chcą tej adopcji? Przecież minęło tyle czasu odkąd trafiły do RDD.  Pani potwierdzała, że bardzo tego pragną. Tylko trzeba je przygotować, bo mógłby to być dla nich zbyt duży szok, stąd najlepiej, by wcześniej nas dobrze poznały.

W pewnym momencie uaktywnił się ojciec biologiczny jednej z dziewczynek (druga miała innego). Opiekunka naciskała, byśmy składali w Sądzie wniosek o adopcję, przeczuwając że mężczyzna może starać się o odzyskanie swoich praw rodzicielskich.

Nasze obawy budziła jednak wciąż niejasna sytuacja. Dziewczynki traktowały nas jak przyjaciół rodziny, a nie jak przyszłą mamę i tatę.  Czy w takich okolicznościach składać wniosek?

Pani zapewniła nas, że w najbliższych dniach z nimi porozmawia. Podkreślała też, że zna Asię i Magdę od lat i wie, że się zgodzą. Nie mając większego doświadczenia, postanowiliśmy posłuchać jej rad, choć później mieliśmy przez to spore problemy. Złożyliśmy bowiem wniosek w sądzie rodzinnym i wkrótce otrzymaliśmy zgodę na ustanowienie styczności. Magda i Asia mogły z nami zamieszkać, a one wciąż nic o tym wszystkim nie wiedziały. Pani w nieskończoność odkładała tę rozmowę z nimi. Znaleźliśmy się w potrzasku.

W końcu zdecydowaliśmy już sami, że nie możemy dłużej czekać. Bez względu na wszystko musimy porozmawiać. Tak zwany odpowiedni moment nie istnieje.

Magda i Asia były wtedy na obozie. Pojechaliśmy je odwiedzić. Ucieszyły się bardzo na nasz widok. Musieliśmy jednak przejść do meritum sprawy. To była bardzo przykra rozmowa. Dziewczynki w ogóle nie były na nią przygotowane. Nawet nie chciały słyszeć o adopcji, pragnęły mieszkać u „Cioci”, a z nami jeździć na wycieczki.

Mieliśmy potem duże problemy. Wycofaliśmy wniosek z sądu rodzinnego. Musieliśmy też tłumaczyć całą historię w ośrodku adopcyjnym, by wrócić ponownie na listę oczekujących kandydatów na rodziców adopcyjnych. Na szczęście się udało.

Teraz z perspektywy czasu emocje już opadły. Wiemy też, że dzięki tej odmowie Magdy i Asi, mamy cudownego Synka – Tomka. Choć to wycofanie wniosku ciągnęło się za nami jeszcze długo. Podczas rozprawy adopcyjnej o przysposobienie Tomka Sędzia pytał nas o szczegóły sprawy niedoszłej adopcji dziewczynek. Musieliśmy tłumaczyć powód wycofania wniosku.

Wiemy też, że pani, sprawująca nad dziewczynkami opiekę zastępczą w RDD osiągnęła swój cel. Ojciec Magdy nie odzyskał praw rodzicielskich do córki. Jego wniosek został odrzucono. Uzyskał tylko informację, że dziewczynki są w trakcie adopcji.

Ta historia nauczyła nas, by słuchać przede wszystkim swojego serca.  Przez naiwność i bezgraniczne zaufanie byliśmy o włos od całkowitej dyskwalifikacji.

Jak traktować kandydatów na rodziców, którzy składają wniosek, a za jakiś czas go wycofują?

Poznaliśmy niesprawności systemu adopcyjnego. Asia i Magda tak długo czekały na uregulowanie sytuacji prawnej. Gdy mogły już być adoptowane Ośrodek nie znajdował rodziców. Opiekunka zastępcza tak naprawdę nie była gotowa na rozstanie. Zresztą trudno się dziwić, bo przecież wychowując dzieci przez kilka lat rodzi się tak silna więź, że trudno ją rozerwać.

Dzięki tej decyzji dziewczynek mamy Tomusia i mogliśmy przeżyć rodzicielstwo od samego początku, od tych pierwszych miesięcy życia Synka.

Zdobyliśmy też doświadczenie dotyczące adopcji starszych dzieci. W naszym przypadku okazała się ona za trudna… ale tak być nie musi…
Gdyby dziewczynki przebywały w placówce opiekuńczo – wychowawczej typu instytucjonalnego a nie rodzinnego (czyli w tradycyjnym domu dziecka), być może wszystko wyglądałoby inaczej…

W odpowiedzi na mnóstwo pytań dotyczących całej procedury adopcyjnej i licznych słabości polskiego systemu przygotowaliśmy przewodnik:

Kompendium wiedzy o adopcji. Narodziny miłości