W Dzień Matki zostałam mamą
Szukałam drogi do Ciebie Synku – opowieść Ani
Czekałam na mojego Maluszka dość długo. Chociaż niemal od początku wiedzieliśmy z Mężem, że właśnie adopcja jest naszą drogą do rodzicielstwa, to jednak najpierw daliśmy szansę biologii, a potem sobie na przepracowanie straty.
Kiedy byliśmy już gotowi, okazało się, że czekaliśmy trochę za długo. Podjęcie każdej decyzji w kwestii powiększenia rodziny jest w jakimś stopniu trudne, a kiedy nam się to już udało, pech chciał, że trafiliśmy akurat na czas zmiany ustawy… zamykające się ośrodki, zmieniające się kadry, umowy, dokumenty, regulaminy… Odesłano nas z informacją „proszę dać nam czas, proszę przyjść za miesiąc”.
Szczęśliwie raz podjęta decyzja, pragnienie i tęsknota za tym nienarodzonym jeszcze, choć już rozwijającym się w łonie dzieciątkiem, były tak silne, że nie zrezygnowaliśmy.
Po miesiącu przybyliśmy znowu, pełni nadziei, wypełniliśmy wnioski, szybko załatwiliśmy badania lekarskie, dostarczyliśmy odpowiednie papiery i.. Cisza.. Ponad rok kompletnego braku informacji z ośrodka. Ten czas wypełniony był normalnym życiem, ale co jakiś czas pojawiały się myśli, że „może o nas zapomnieli..? może papiery się zgubiły w tym całym chaosie..?”.
Nie poddawaliśmy się, chociaż frustracja rosła. Co dostawaliśmy informacje z ośrodka (wizyta w domu, badania psychologiczno-pedagogiczne, papiery), to potem znowu mijały miesiące kompletnej niewiadomej. Jednak w miarę upływu czasu przestaliśmy czuć się oszukani, zapomniani, zostawieni sami sobie, a powoli szykowaliśmy się psychicznie do nowej roli.
Ten telefon oznajmił nam, że zostaliśmy Rodzicami
Po ukończeniu kursu założyliśmy, że teraz czekają nas kolejne długie miesiące oczekiwań, jednak..
Nie pamiętam, jak minęły kolejne 4 miesiące, po których w maju zadzwonił TEN telefon! Tak wyczekany, odebrany bez tchu, opłakany łzami nagromadzonych latami emocji.
Na zapoznanie się z dokumentami szliśmy już trochę spokojniejsi – staraliśmy się nie zachłysnąć tym, co na nas czekało. Staraliśmy się być rzeczowi i spokojni. Na pierwsze spotkanie udało nam się umówić dopiero po tygodniu. Nasz synek czekał na nas ponad 100km od domu, ale to nie stanowiło większego problemu. Pracę zaczynaliśmy 2h wcześniej niż zwykle, by po niej, co drugi/trzeci dzień jechać do naszego szczęścia. Powoli budowaliśmy więź, jednocześnie w pozostałe dni szykowaliśmy dom i bliskich na zmiany w naszym życiu. Odwiedzaliśmy naszego Synka od 12.05.
Mój pierwszy dzień Matki
26.05. w Dzień Matki, chociaż wciąż jeszcze byliśmy rozdzieleni, Mąż stanął na wysokości zadania i wręczył mi ogromny bukiet kwiatów z okazji mojego święta. Emocje były już i tak duże, łzy wzruszenia płynęły, kiedy po południu, chyba po 17, zadzwonił kolejny najważniejszy telefon. Dzwoniła pani z sądu, kilkukrotnie zapewniając mnie, że jest tym, za kogo się podaje, że mogę to sprawdzić i że pozwoliła sobie zadzwonić o tak późnej godzinie dlatego, że została chwilę wcześniej podjęta decyzja o pieczy i pomyślała, że bardzo chcielibyśmy wiedzieć o tym jak najszybciej…
To był Najważniejszy, Najpiękniejszy i Najbardziej magiczny Dzień Matki w moim życiu – następnego dnia jechaliśmy po naszego Synka, aby zabrać go już do nas, do domu.