Muszę być pewna, że to jest moje dziecko…

Muszę być pewna, że to jest moje dziecko…

Czy można odrzucić propozycję adopcji, gdy nic nie zaiskrzyło, gdy dziecko nie przypadło nam do gustu?

Napisała do mnie ostatnio mama adopcyjna. Rok temu przysposobili 5-letnią dziewczynkę. Gdy Ośrodek Adopcyjny ją im zaproponował, usłyszeli że jedna para już odmówiła przyjęcia Asi. Od razu wzbudziło to w nich niepokój.

Czy można odrzucić propozycję adopcji dziecka?
Czy można odrzucić propozycję adopcji dziecka?

Karta informacyjna dziecka nie wskazywała na jakieś wielkie trudności. Dziewczynka wymagała rehabilitacji oraz zajęć z logopedą. Często też ulegała różnym infekcjom. A więc nic szczególnego. W zasadzie można sobie wymarzyć, by adoptowane dziecko miało tylko takie dolegliwości. Historia rodzinna dziewczynki też nie budziła jakiś negatywnych emocji. Młodzi rodzice, zajęci sobą, nieodpowiedzialni, mało interesowali się Asią. Mała nie raz chodziła głodna i zaniedbana. W efekcie ojciec dziewczynki trafił do więzienia za jakąś kradzież. Matka przestała ją odwiedzać w placówce. Znalazła nową miłość. Sąd dał jej jeszcze kilka razy szanse, których nie wykorzystała.

Dlaczego ją odrzucili?

Cały czas dręczyła ich jedna myśl:

Dlaczego więc to małżeństwo przed nami odmówiło adopcji Asi?

Pani z Ośrodka Adopcyjnego jakoś tak szybko pominęła ten temat i przeszła do czytania karty dziecka. Myśleli, że z niej się czegoś więcej dowiedzą, a tu nic. Nie mieli odwagi po raz kolejny zapytać bezpośrednio.

„A jeśli będzie to źle widziane”.

Przez to wszystko nie umieli się nawet cieszyć, że w końcu Ośrodek Adopcyjny znalazł dla nich dziecko.

Pierwsze spotkanie – czy to na pewno moje dziecko?

Z kartą dziewczynki zapoznali się w piątek, a dopiero w poniedziałek szli na pierwsze z nią spotkanie. Asia przebywała w domu dziecka. Najpierw mieli odbyć rozmowę z psychologiem i panią dyrektor. Kobiety cały czas opowiadały o dziewczynce. Uprzedzały że mała często ulega różnym emocjom, że bardzo przeżyła rozstanie z matką. Na koniec zapewniały, że gdy znów poczuje się kochana, to odzyska spokój.

„Niech już ją przyprowadzą”

– myśleli małżonkowie. W końcu nadszedł właśnie ten moment. Do pokoju weszła Asia wraz ze swoją wychowawczynią. Cały czas szlochała i kurczowo trzymała się jej dłoni. Zakatarzona, z płynącymi gilami, co jakiś czas zawodząca, z czerwoną z emocji twarzą. Wyglądała jak „siedem nieszczęść”. Z pewnością nie należała do tych dziewczynek, które budzą zachwyt i uczucie miłości od pierwszego wejrzenia.

Na ten widok kandydaci na rodziców adopcyjnych robili dobrą minę do złej gry. Najbardziej marzyli o tym, by uciec stąd jak najdalej. Czyżby to było ich tak długo wyczekiwane i wyśnione dziecko?

Czy można odrzucić propozycję adopcji? Przecież nic nie zaiskrzyło!

Gdy wracali do domu Ona płakała, a On starał się ją pocieszać, choć marnie mu to wychodziło. Do tego u niej doszły wyrzuty sumienia, bo przecież tyle się naczytała o miłości od pierwszego wejrzenia mam adopcyjnych do przedstawianych im dzieci.

Jej uczucia względem Asi dalekie były od tych uniesień. To raczej mieszanka litości i współczucia, którym towarzyszył ogromny strach:

„A co jeśli nie będę potrafiła jej pokochać?”.

Pomimo wszystkich obaw, nieuświadomionych lęków i ogromnej niepewności, następnego dnia złożyli wniosek do Sądu Rodzinnego o przysposobienie Asi. Zaczęli ją też regularnie odwiedzać w placówce. Nie były to łatwe spotkania. Wracali wyczerpani emocjonalnie. Wydawało im się, że to i tak wszystko na nic. Tak się starają, próbują przypodobać małej, a ona wciąż się ich boi i płacze, gdy tylko się pojawią.

„Czy my dobrze robimy? Kosztuje nas to tyle wysiłku? Może to dziecko nas po prostu nie lubi”?

Setki razy chcieliśmy się wycofać. Pomogły dwie zasady: kropla wody drąży skałę i jeśli zrobimy wszystko co w naszej mocy – to się uda.

Gdy zabieraliśmy Asię do domu miejsce wątpliwości zostało wyparte przez działanie. Najważniejsze było dla nas znalezienie odpowiedzi na pytania: jak pomóc temu dziecku? Co zrobić, by znów się uśmiechało i potrafiło bawić?

Receptą na sukces okazał się wspólnie spędzany czas, w zasadzie zrezygnowaliśmy ze wszystkiego innego, wypadów z przyjaciółmi, rozwijania swoich pasji, ja z pracy, a mąż ograniczył sprawy zawodowe do niezbędnego minimum. Byliśmy przy Asi w dzień i w nocy. Jej łóżeczko przylegało do naszego. Często budziła się z krzykiem.

Jak bardzo zmienia się dziecko po adopcji?
Metamorfoza Asi. Jak bardzo zmienia się dziecko po adopcji?

Tak sobie myślę, ze miłość ma różne twarze. W naszym przypadku przyszła powoli. Asia gdy poczuła się kochana i w końcu mogła przyjąć naszą bliskość – rozkwitła. Dziś jest piękną 6-letnią dziewczynką, niezwykle elegancką i najczęściej uśmiechniętą. Po zakatarzonym „Wyjcu” i ciągłych infekcjach nie pozostał nawet ślad. Pomogła na nie witamina M.

Jak bardzo mylące może być pierwsze wrażenie. Dlaczego więc przywiązujemy do niego, aż taką wagę?

5 thoughts on “Muszę być pewna, że to jest moje dziecko…

  1. Pięknie napisane.
    W przypadku mojego pierwszego dziecka nie miałam wątpliwości. Przy drugim podczas czytania karty dziecka miałam chwilę niepewności, ale zdecydowaliśmy się oczywiście bez dwóch zdań.. Tak na prawdę dopiero, gdy syn pierwszy raz zasnął na moich rękach (miał 6 miesięcy) poczułam, że jest mój i tylko mój. On potrzebował więcej czasu, aby się przywiazać.
    Każde dziecko jest inne.
    Cudowności dla Asi i jej rodziców adopcyjnych ❤️

  2. Dziękuję Wam kochani z całego serca. Te biedne dzieciaczki niestety nie są jak z reklamy, maja wiele trudnych emocji i przeżyć za sobą. Dziękuję bardzo za Waszą odwagę i siłę. Monika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *