Oczekiwanie na dziecko i pierwsze spotkanie

Oczekiwanie na dziecko i pierwsze spotkanie

Opowieść Kamili

Oczekiwanie na dziecko i Ten Telefon

Nie było „motyli w brzuchu”, nie było „ech-ów” i „ach-ów”…

Ciąża adopcyjna - oczekiwanie na dziecko
Ciąża adopcyjna – oczekiwanie na dziecko

Gdy zadzwonił Telefon…

Był upalny, letni poranek. Po miesiącach oczekiwań (dokładnie 20 miesiącach i  5 dniach) od zakończenia kursu na rodziców adopcyjnych, zadzwonił i do nas Ten Telefon. Byliśmy przedostatnim małżeństwem z grupy, które wreszcie doczekało się propozycji przyjęcia dziecka. Wcześniej co rusz docierały do nas wspaniałe nowiny o powiększeniu rodziny u innych par.

Ciąża adopcyjna – oczekiwanie na dziecko

Przez pierwszy rok starałam się dzwonić do ośrodka, dopytywać, kiedy i na nas przyjdzie kolej. Ale zawsze, niezależnie od tego kto odbierał słuchawkę słyszałam jedno zdanie:

„Proszę cierpliwie czekać, pamiętamy o was”.

Po upływie 12 miesięcy przestałam dzwonić, co wcale nie oznaczało, ze już nie czekałam.  Każde małe dziecko przypominało mi, że tam w ośrodku leży nasza teczka, podanie i ogromna nadzieja.

Umowa mam

Ustaliłyśmy wspólnie z przyszłymi mamami adopcyjnymi z grupy, że gdy tylko trafi do którejś z nas maluch, to podzielimy się dobrą nowiną. Na rozwiązanie ciąży adopcyjnej przyszło nam różnie czekać. Pierwsza para miała „poród” już po 6 miesiącach, a to dzięki temu że byli przygotowani na przyjęcie większego rodzeństwa. Trafiły do nich dwie dziewczynki i chłopczyk. Reszta z nas musiała trochę dłużej poczekać na swoją kolej.

Pamiętam, że gdy któraś z mam dzwoniła z radosną nowiną, to zawsze opowiadała o tym jaka jest szczęśliwa, że już wcześniej czuła zbliżające się rozwiązanie. Od razu też wiedziała, że to

„Ich dziecko”, czy „Ich dzieci”, miłość też zrodziła się „od pierwszego wejrzenia”. I były „ach – y” i „och – y” i wielkie „wow”. Cieszyłam się wraz z nimi, ale stopniowo, zaczęłam sobie zadawać pytanie, jak to będzie u nas?

Karta Naszego Dziecka

Na zapoznanie się z kartą dziecka jechałam z „motylami w brzuchu”, przekonana ze zaraz poczuję tak wielkie, piękne i czyste uczucie, jakiego dotąd nie znałam. Mój mąż podchodził do tego „na chłodno”.

Gdy stopniowo poznawałam historię mojego przyszłego synka, nie było „wow” i innych zachwytów, był drobny, malutki, z różnymi opóźnieniami w rozwoju, podejrzeniem FAS. Na zdjęciu widziałam smutnego chłopca, któremu daleko było od ideału piękna.

Ledwo udało mi się powstrzymać łzy rozczarowania. Zamiast wielkiej miłości w moim sercu do głosu dochodziła złość i żal. Gdy po przeczytaniu karty, pani z ośrodka spytała nas, czy chcemy iść dalej i poznać dziecko… nie byłam już w stanie wypowiedzieć słowa. Mój mąż uratował sytuację, mówiąc tak bardzo spokojnie, że damy znać do jutra.

Poznaj nasze książki o adopcji: Moje nowe życie po adopcji – historie dorosłych adoptowanych, Przewodnik po procedurach adopcyjnych, Rozmowy o adopcji (doświadczenia kobiet), „Adopcja oczami ojca. Wybierając jedną z nich wspierasz nasze działania 🙂

Dojrzewanie do decyzji

Pojechaliśmy za miasto do lasu, jak najdalej od ośrodka, by na łonie natury spokojnie porozmawiać. Płakałam jak bóbr i wszystko we mnie chciało mieć odbicie tego właśnie przedstawionego nam chłopca, którego właśnie poznaliśmy.

Od mojej drugiej połówki usłyszałam zdanie, które do dziś pamiętam:

„Sądzę, że powinniśmy przyjąć to dziecko. Wiesz ten mały człowiek potrzebuje naszej pomocy”.

Próbowałam protestować:

„Ale przecież nasze oczekiwania były trochę inne. I nie czułam „motyli”, tylko litość”.

Słowa mojego męża dały mi jednak do myślenia:

„Nie do końca powinniśmy się kierować naszymi oczekiwaniami, przecież nie zawsze wiemy co tak naprawdę jest dla nas najlepsze… A „motyle” są najmniej ważne, to tylko emocje, a nie uczucia. Zobaczysz jeszcze pokochasz tego chłopca”

Po 5 miesiącach i 8 dniach jego słowa się sprawdziły.

Gdy nasz Synek miał wysoką gorączkę, biegunkę i leżeliśmy z nim w szpitalu uzmysłowiłam sobie, że

zamiast litości mam w sercu miłość.

Teraz patrząc na niego, zastanawiam się, jak mogłam myśleć, że jest brzydki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.