Gdy miłość nie wystarcza – Prawdziwa historia adopcji dziecka z RAD

Gdy miłość nie wystarcza – Prawdziwa historia adopcji dziecka z RAD

Czy jest nadzieja? Czy adopcja dziecka z RAD, niezdolnego do budowania relacji, może się udać?

Dziś chciałabym Wam przedstawić pełną nadziei prawdziwą historię adopcji dziecka z zaburzeniami więzi (RAD). Wszystkie osoby, które po raz pierwszy spotkały się z tą jednostką chorobową odsyłam na dół strony. Znajdziecie tam krótkie zestawienie najważniejszych informacji.

Sprawowanie opieki nad dzieckiem z RAD to najtrudniejsze zadanie, przed jakim może stanąć rodzina adopcyjna. Zraniony, mały człowiek potrafi niszczyć wszystko i wszystkich – nawet siebie. Czy jest szansa na poprawę sytuacji? Czy można „pokonać” RAD? Oto prawdziwa historia, która daje nadzieję.

To nieprawda, że DZIECKO Z RAD NIE NADAJE SIĘ DO ADOPCJI. Boże kochany, gdyby mi to ktoś powiedział 7 lat temu, to w tej chwili nie byłoby z nami cudownej, kochanej, mądrej, wspaniałej 10 – letniej CÓRECZKI.

Historia adopcji dziewczynki z reaktywnym zaburzeniem przywiązania (RAD)

„Jestem mamą adopcyjną 2 dziewczynek w wieku 10 i 4 lat. Starsza córka, bo o niej będzie mowa, przyszła do nas po swoich 3 urodzinach. Była śliczna, zdrowa, pogodna i uśmiechnięta. Takie przynajmniej sprawiała wrażenie w Pogotowiu Opiekuńczym. Przez pierwszy tydzień w domu Córka dalej była grzeczna i uśmiechnięta. Po kilku dniach pokazała nam jednak SIEBIE.

Okazało się, że nie czuje bólu, dosłownie żadnego. Uderzała się z ogromną siłą w ścianę, w stół, w drzwi i nic. Ciągłe krzyki, wrzaski, płacz. Autoagresja, gryzienie siebie, bicie, uderzanie itd. Niszczenie rzeczy, zabawek, książek. Moczenie w nocy. Powtarzanie ciągle tego samego zdania, bez przerwy np. przez godzinę. Spacery z Córką to była jedna wielka niewiadoma, kiedy wrócimy i co ludzie powiedzą.

Jak pomóc dziecku z zaburzeniami więzi (RAD)?

Nie wiedzieliśmy co robić. Nic nie działało 🙁 Zaczęłam szukać pomocy. Internet, fora, książki, neurolog, rehabilitacja. Okazało się, że Córka ma RAD. Polecono nam wizyty u Pani psycholog, wspaniałej, cudownej i bezinteresownej osoby, która dała nam nadzieję. Powiedziała, że RAD z Córką zostanie do końca życia, ale możemy jej pomóc.

Terapia SI. Zawijanie Córki w koce – „na parówkę”, przytulanie którego nie wytrzymałby dorosły facet, mocno,  z całej siły, bo nic nie czuła. Praca z balonami, z piórkami itp. Przyklejanie w pokoju jej zdjęć z uśmiechem, wieszanie na ścianie w całym domu uśmiechniętych minek. Wszędzie zdjęcia uśmiechniętej Córki, żeby wiedziała, że jest Kimś wyjątkowym w domu.

Centymetr po centymetrze, by być bliżej Ciebie

Uderzanie z całej siły w poduszki, gniecenie i rzucanie papierami. Energiczne rysowanie. Dużo tego było. Córka nie pozwalała się zbliżać do siebie, siadała w kącie pokoju, wbita w niego miała wyprostowane rączki i mówiła nie.

Ja wtedy siadałam na podłodze daleko od niej i powoli zbliżałam się do niej. Centymetr po centymetrze. Trwało to bardzo długo, niekiedy 2 godziny. Cały czas towarzyszyły temu moje prośby i mówienia do niej spokojnym głosem. Gdy traciłam cierpliwość i chciałam po prostu wyjść, to ona stawała w drzwiach, nie pozwalając mi na to.

Córka nigdy nie lubiła, jak rozmawiałam z lekarzami o niej przy niej. Siedziała i obserwowała mnie. Miała 3 czy 4 latka i bardzo to ją denerwowało. Po takiej wizycie zawsze był atak. Nie każdy lekarz to rozumiał, wręcz ignorował. A to było ważne.

Na naszej drodze oprócz wspaniałej Pani psycholog, Pań z Ośrodka Rehabilitacyjnego, Pani doktor pediatry stanęły jeszcze Siostry Służebniczki, które prowadzą przedszkole. Siostry wiedziały, że Córka jest adoptowana, że ma ataki. Mogliśmy ją przyprowadzać do przedszkola np. z godzinnym spóźnieniem, nigdy nie było krytyki jej zachowania.

Na efekty terapii musieliśmy czekać

Gdy pierwszy raz, może po roku pobytu u nas, Córka powiedziała mi:

MAMO BOLI

to rozpłakałam się ze szczęścia. Ataki agresji, wyciąganie rąk, by się do niej nie zbliżać, ale jednocześnie blokowanie drzwi by nie wychodzić z pokoju, krzyk przy każdym moim opuszczeniu domu, to zaczęło mijać stopniowo. Trwało to wszystko około 3 lat.

Odnieśliśmy zwycięstwo

Teraz nasza Córka jest wspaniałą dziewczynką, ma przyjaciół, jest lubiana, dobrze się uczy. Jest dobrym człowiekiem. Od czasu do czasu „nachodzą” ją „ataczki” – tak z mężem to nazywamy, ale kto z nas ich nie ma? Wiemy, że to nie koniec walki, pracy, modlitwy. Wiemy to. I działamy :)”

Więcej historii adopcyjnych zebraliśmy w e-bookach „Rozmowy adopcyjne” i „Adopcja oczami ojca”.

Reaktywne Zaburzenia Więzi RAD – co to jest i jak się objawia? 

Reaktywne Zaburzenia Więzi (RAD) to określenie pochodzące od angielskich słów: Reactive Attachment Disorder. Dotyczy wczesnych doświadczeń w życiu dziecka, któremu brakuje miłości, uwagi, szacunku i poczucia bezpieczeństwa, a jego potrzeby są niezaspokajane. Mały człowiek nie ma stałego opiekuna, z którym mógłby nawiązać głęboki, emocjonalny kontakt. Zaburzenia mogą pojawić się również, gdy dziecko zostało nagle oddzielone od dorosłej, bliskiej mu osoby.

Brak stałego opiekuna,przemoc, ból, cierpienie, zaniedbania niszczą zdolność dziecka do interakcji społecznych

Dochodzi do sytuacji, że dziecko nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, unika fizycznych objawów czułości, broni się przed bliskością uciekając w agresję.

Mały człowiek traci zdolność do odczuwania bólu, wyrzutów sumienia czy współczucia. Jest wrogo nastawiony do świata i ludzi, sprawiając ogromne problemy wychowawcze. Kradnie, kłamie i krzywdzi innych. Dodatkowo potrafi wszystko niszczyć, znęcać się na słabszymi i zwierzętami. Nierzadkie są też u niego przejawy autoagresji.

Dziecko bywa nieodpowiedzialne i nadpobudliwe. Jest niestabilne emocjonalnie, roszczeniowe, niezdolne do odczuwania empatii, miłości, przywiązania. Nie uczy się na własnych błędach i nie dociera do niego zależność przyczynowo – skutkowa. Traktuje rodziców i bliskie mu osoby, jak największych wrogów. Jednocześnie potrafi być wobec obcych ludzi czarujące, miłe i „lepkie” (czyli skłonne przytulać się do dopiero co poznanej osoby). Doskonale wciela się w role prześladowcy lub ofiary. Wykazuje też bardzo dużą tolerancję na ból.

Więcej na temat RAD we wpisie: „Pragnęłam rozwiązać adopcję Ani” – codzienne życie z dzieckiem z RAD.

3 thoughts on “Gdy miłość nie wystarcza – Prawdziwa historia adopcji dziecka z RAD

  1. Jestem adopcyjna mama trojki dzieci, mamy do czynienia z RAD na codzień. Nikt nie potrafi nam pomoc, nie udało mi się znaleźć specjalisty, który znałby temat. Czy moge prosić o namiary?

  2. Jestem mamą 15 latki(adoptowana w wieku 2 m-cy).
    Nikt nam nigdy nie powiedział o RAD.
    A córka jest książkowym przykładem. Jest coraz gorzej,bijemy głową w mur,Rozważamy rozwiązanie adopcji,chociaż serce krwawi.Ja jestem po stanie przedzawałowym,przeszłam w wyniku akcji z córką dokładnie rok temu.
    Dzięki niej nie czekamy na Boże Narodzenie .
    Mamy starszego syna(też adoptowany w wieku 2 m-cy),cudowny młody człowiek. Dzięki niemu chce się żyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.