„To moje łóżeczko” – tworzenie spójnej historii adoptowanego dziecka

„To moje łóżeczko” – tworzenie spójnej historii adoptowanego dziecka

Przed adopcją dziecka patrzyłam inaczej na wiele spraw

W czasach, gdy marzyliśmy dopiero, by zostać rodzicami, a nasze spotkania z dziećmi ograniczały się do bycia ciocią i wujkiem, pamiętam jak bardzo dziwiła mnie reakcja dzieci, gdy wracały do swojego domu. Nieważne, czy to było maleńkie, skromne mieszkanko, czy okazała posiadłość, każde z dzieci naszych znajomych i dalszej rodziny nie kryło zachwytu nad swoim miejscem na ziemi.

„Moje” to słowo, które zmienia wszystko

Co znaczy „moje łóżeczko”, „moja kołderka”, „moje zabawki”, czy mój pokoik” dla małego brzdąca przekonałam się dopiero, gdy adoptowaliśmy Synka. Do dzisiaj za każdym razem Tomuś w ten sam sposób reaguje przy każdym naszym powrocie do domu i to niezelżenie, czy wyjechaliśmy zaledwie na dzień, dwa czy kilka tygodni. Zawsze gdy tylko się zbliżamy do naszego mieszkania słyszymy tylko jedno

„Mój domek ukochany – marzyłem by do niego wrócić”

Gdy w końcu doczłapiemy się na nasze piętro i otworzymy drzwi, Synek wpada do przedpokoju i delektuje się każdym kątem. Oczywiście największe emocje budzi jego pokój, zaszywa się w nim na długie godziny, zapominając o całym świecie, spaniu, jedzeniu itp.  Tak jest zawsze, gdy choć kilka dni nie ma nas w domu.

Znaczenie stałości miejsc i przedmiotów w życiu małego dziecka

Tak naprawdę to dopiero przy nim zrozumiałam co znaczy „moje” i jak to jedno słowo zmienia wszystko. Nawet małe, skromne mieszkanko bez większych wygód w zestawieniu z „moje” staje się czymś najpiękniejszym, bo jedynym, niepowtarzalnym, Każda „moja zabawka” przewyższa wszystkie inne.

Małe dziecko nie tylko przywiązuje się do ludzi, lecz także bardzo mocno do miejsc i otaczających je przedmiotów. W ich otoczeniu czuje się szczęśliwe i bezpieczne.

Adopcja dla małego dziecka to ogromne przeżycie. Oderwanie od wszystkiego, co dotychczas znało i kochało

Patrząc przez pryzmat tych doświadczeń na sam proces adopcji, widzę jak wielkim przeżyciem musi być dla kilkuletniego dziecka zmiana wszystkiego, co dotychczas znało i kochało (bo mały brzdąc w jakimś sensie obdarza miłością otaczające go przedmioty).

Przyszli rodzice adopcyjni, wytypowani przez ośrodek, zwykle odwiedzają początkowo dziecko w miejscu, w którym ono przebywa. Najczęściej są to dwa, trzy, czasem cztery spotkania. Gdy jest decyzja sądu – mogą wreszcie zabrać je do domu. Większość zaczyna nowe życie, odcinając dziecko od poprzedniego środowiska.

W przypadku pieczy instytucjonalnej (domów dziecka) trudno spodziewać się innej reakcji. Tomuś trafił do nas z placówki z Małego Domu Dziecka, prowadzonego przez siostry zakonne. Jego miejsce szybko zapełniło kolejne niemowlę. Nie było możliwości, czy potrzeby by tam powracać. Synek miał zaledwie kilka miesięcy. Wydawałoby się, że nic nie pamięta. Jednak w jakiś szczególny sposób reaguje na siostry zakonne do dzisiaj. Pamiętam, że bezpośrednio po przywiezieniu Synka do domu kilka razy dzwoniliśmy do Domu Dziecka, by dopytać o różne szczegóły związane z jego pielęgnacją i dotychczasowym leczeniem. Zawsze otrzymywaliśmy pomoc.

Odejście dziecka z rodziny zastępczej do adopcji

Jednak instytucjonalna opieka zastępcza nad dzieckiem różni się przecież od rodzinnej. Już sama nazwa mama i tata zastępczy na to wskazują. W przypadku opiekunów i wychowawców w placówkach takie określenia nigdy nie padną.

A jednak nowi rodzice adopcyjni w zdecydowanej większości zrywają kontakt z osobami prowadzącymi rodzinę zastępczą czy pogotowie opiekuńcze, którzy przez miesiące (a czasem i lata) zajmowali się ich dzieckiem. Wychodzą z założenia, że teraz dziecko ma wreszcie rodziców i swój dom. Jednak on w pewnym sensie miało go już wcześniej.

Gdzieś tam pozostało jego łóżeczko, zabawka, kołderka i ludzie, dla których było ważne…

Co z tego, że dziecko teraz będzie miało piękniejszy dom, lepsze zabawki, wygodniejsze łóżeczko i rodziców na wyłączność. Minie trochę czasu nim (one z zupełnie obcych staną się jego) i nazwie je tym magicznym słowem, które zmienia wszystko – „moje”.

Oderwanie od wszystkiego

Co musi czuć małe dziecko w ciągu tych dni, tygodni czy miesięcy, gdy zostaje oderwane od wszystkiego z czym się identyfikowało? Ono nie rozumie przecież, że to dla jego dobra.

Nasz ośrodek adopcyjny nie zachęcał do przedłużania kontaktu z rodziną zastępczą, wręcz odradzał. Czy faktycznie jest to najlepsze dla dziecka rozwiązanie?

A co z ludźmi, u których maluch dotychczas przebywał. Są dorośli poradzą sobie ze stratą. Jednak o ileż łatwiej by im było, gdyby chociaż wiedzieli co słychać u dziecka, które oddają przecież „obcym dla nich” ludziom.

Gdy rodzi się przywiązanie i miłość – trudny etap tworzenia rodziny adopcyjnej

Zauważyłam, ze wiele mam adopcyjnych nieświadomie postrzega mamę zastępczą jako rywalkę. Bo dziecko o niej mówi, na jej głos reaguje, przy niej dotychczas zasypiało.

Ale to dobrze, że był ktoś kto przy nim czuwał, kto tulił go do snu, rozpoznawał potrzeby, uczył przywiązania i miłości.

Prędzej czy później dziecko przeniesie swoje uczucia na mamę adopcyjną i to ona będzie najważniejsza w jego życiu. Proces ten jednak powinien przebiegać płynnie, bez przekreślania przeszłości malca, z zachowaniem ciągłości jego historii.

Kiedy kontakt rodziny adopcyjnej z zastępczą jest niewskazany?

Są jednak takie sytuacje, gdy kontakt ten nic dobrego nie wniesie i jest wręcz nie wskazany. Gdy rodzina zastępcza traktuje opiekę nad dzieckiem wyłącznie jako swoją pracę. Poznałam małżeństwo starajace się o adopcję, któremu rodzina zastępcza utrudniała kontakt z dzieckiem i opóźniała wydanie malca w ramach styczności.

Rodzice adopcyjni dojeżdżali do synka ponad 150km. A mogli z nim przebywać tylko pół godziny i zawsze w towarzystwie mamy zastępczej. Wyznaczone pory odwiedzin też były dla nich trudne do zaakceptowania. W weekendy rodzina zastępcza uniemożliwiała w ogóle jakikolwiek kontakt. Niestety ważną rolę odegrały tutaj kwestie finansowe. Gdyby chłopiec wcześniej trafił do adopcji, mama zastępcza nie otrzymałaby za niego zwrotu kosztów utrzymania za dany miesiąc.

Drugi przypadek jaki znałam to zaniedbania jakich dopuściła się rodzina zastępcza względem dziecka. W tym przypadku była to dziewczynka i miała liczne odparzenia, świadczące o braku właściwej opieki. Powinna być też intensywnie rehabilitowana, jednak rodzinie zastępczej na tym nie zależało, a może też nie mieli na to czasu, bo w ich domu przebywały jeszcze dodatkowo 4 niemowlaki.

Ciekawa jestem jakie są Wasze doświadczenia jako rodziców adopcyjnych i jako rodziców zastępczych?

Tak naprawdę wszyscy działamy, czy powinniśmy działać dla dobra dziecka. Odnoszę jednak czasem wrażenie, że dzieli nas przepaść.

9 thoughts on “„To moje łóżeczko” – tworzenie spójnej historii adoptowanego dziecka

  1. Trochę nad tym myślałam i doszłam do wniosku, by podtrzymywać więź z rodziną zastępczą, zwłaszcza gdy dzieci spędziły w niej długo czas. Nie wyobrażam sobie, jakie emocje przeżywa dziecko oderwane od swojego dotychczasowego życia, a gdy dodatkowo odetnie się je od ludzi, którzy na pewno wiele dla niego znaczyli, to przecież dramat. Nie chciałabym, aby dziecko miało poczucie odrzucenia przez rodzinę zastępczą z powodu ograniczenia z nimi kontaktów.

    1. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie. Pozwala zachować ciągłość historii dziecka, które już i tak narażone jest na zmiany trudne do przejścia nawet w przypadku dorosłego człowieka. Kto z nas byłby szczęśliwy, gdyby nagle musiał porzucić wszystkich ludzi, których znał, przedmioty oraz miejsca i przeniósł się do zupełnie nowej rodziny i nowego życia. To zachowanie kontaktów pomaga lepiej przejść ten etap i sprawia, ze mały człowiek nie czuje się odrzucony.

  2. My utrzymujemy kontakt z rodzinami zastępczymi naszych dzieci. Pomimo tego że dzieci były niemowlakami w momencie adopcji i świadomie nic nie pamiętają. Ale rodziny są fajne, złapaliśmy kontakt i tak wymieniamy się doswiadczeniami już 7 lat😃

    1. Dziękuję 🙂 Jeszcze kilka lat temu też myślała inaczej, ale rozmowy z osobami, które tworzą rodziny adopcyjne i zastępcze, własne doświadczenia i fachowa literatura bardzo ubogacają i zmieniają wcześniejsze wyobrażenia.

  3. „Mój ukochany domek stęskniłam się marzyłam żeby już być w naszym domku” często to słyszę od mojej już 5latki 😄

  4. Najgorsze jest to, że to osoby pracujące a OA odradzają kontakt z RZ. Niby specjaliści. Z. Psychologicznego punktu widzenia kontakt MUSI być(z wyjątkiem kiedy RZ była krzywdząca oczywiście). Musi a wręcz jako psycholog wyobrażałabym to sobie tak, że dziecko jedzie do RA na dzień i wraca do RZ. Potem jedzie na dzień i noc i wraca do RZ, za 2 dni znowu jedzie na noc do RA, ale znowu wraca do RZ. I jak poczuje że jego domek właściwy jest u RA to wtedy dopiero się przeprowadza. Wiedza psychologiczna w OA jest porażająca. Niestety wiele procedur krzywdzi dzieci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *