Idealnie – nieidealna rodzina adopcyjna (adopcja problemy)
O adopcji bez lukru
Nasza rodzina ma rację bytu tylko w rzeczywistości nieidealnej
Czy wyobrażacie sobie świat doskonały, w którym wszystko jest takie, jakie być powinno (a adopcja i problemy nie istnieją). W takiej rzeczywistości my mielibyśmy biologiczne dzieci, a Tomuś kochających, biologicznych rodziców. Nasza rodzina ma więc rację bytu tylko w rzeczywistości nieidealnej. Dwie ułomności nieprawidłowości i dwa przeciwstawne pragnienia, złączone w jedno zbliżają nas nieco do stanu doskonałości. Ale krainy szczęścia, gdzie wszystko jest idealne, nie ma…
Adopcja to nie jest sposób na cudowną i prostą drogę
Nie chciałabym, aby wszystko co piszę na tym blogu miało wymiar idealny, bo:
adopcja to nie jest sposób na cudowną i prostą drogę. To możliwość spełnienia największych pragnień, mimo przeciwności losu. Tak często ostatnio słyszę, że rodzice adopcyjni są tacy szczęśliwi i tak pięknie mówią o swojej miłości do dziecka, że aż to wygląda nie do końca naturalnie. Dlatego dziś o problemach i o tym, że nie jesteśmy doskonałymi rodzicami, a nasz synek nie jest doskonałym dzieckiem.
Nie – idealni rodzice adopcyjni
Więc może najpierw o nas. W momencie odbywania kursu w ośrodku adopcyjnym i późniejszej kwalifikacji obydwoje z mężem mieliśmy prace, ale już podczas rozprawy w sądzie rodzinnym o przysposobienie tylko ja. Potem sytuacja się odmieniła. Mój mąż musiał zacząć kolejne studia, by szybko zdobyć nowe zajęcie, bo wiedzieliśmy, że po urlopie macierzyńskim i rodzicielskim, ja znów nie będę miała do czego wracać. Chociaż jedno z nas musiało przecież pracować.
Gdy Tomuś do nas trafił kończyłam projekt i podejmowałam ostatnie próby znalezienia innego zatrudnienia w moim zawodzie. I w tym nieidealnym świecie, w którym tak długo wyczekiwaliśmy na Synka, byliśmy zmuszeni łączyć te wszystkie zajęcia. W jednym z ośrodków adopcyjnych kiedyś usłyszałam, że rodzice adopcyjni powinni mieć ustabilizowaną i pewną sytuację zawodową. Tyle, że w życiu nie ma stabilności i można się tylko łudzić jej istnieniem.
Napotykane trudności sprawiały, że spędzaliśmy z Tomciem znacznie mniej czasu, niż byśmy chcieli. Pocieszałam się, że nie ilość się liczy, ale jakość. Patrząc na znajome koleżanki, które urodziło dzieci, w zasadzie nie widziałam większej różnicy, pochłaniała je także cała masa innych spraw.
Zawsze jednak gdzieś w głębi serca czułam, że rodzice adopcyjni powinni być bardziej dla dziecka, więcej się starać, niż inne rodziny, bo otrzymali maluszka na którego tak długo czekali i do jego przysposobienia była cała, długa kolejka chętnych kandydatów. Ktoś im zaufał, oddał na wychowanie skarb najcenniejsze małą bezbronną ludzką istotę. To także wielka odpowiedzialność, jaką składa (świadomie, czy nie) na ręce rodziców adopcyjnych matka biologiczna, podpisując zgodę blankietową na oddanie dziecka obcej rodzinie.
Jednak to właśnie wtedy, gdy Synek do nas trafił, zaprzątały nasze głowy problemy zawodowe.
Opieka nad małym dzieckiem, jego rehabilitacja nie należą do rzeczy łatwych. Stopniowo zdawałam sobie sprawę, że byciu mamą, towarzyszą nie tylko cudowne emocje, ale ciągła sztuka wyboru, różne frustracje, zniechęcenia i potworne zmęczenie, zwłaszcza płaczem, krzykiem, wymuszaniem.
Zazdrośnie spoglądałam na dzieci, które sypiały w południe, a ich mamy mogły w tym czasie coś więcej zrobić ze swoich obowiązków. Ja tego komfortu nie miałam. Synek nie chciał leżeć w łóżeczku, szkoda mu było czasu.
W te dni, gdy mój mąż wracał późno do domu, marzyłam by na chwilę wyjść, pospacerować i nie słyszeć płaczu niemowlęcia. Wystarczyła godzina i już było lepiej. Ile dla mnie wtedy znaczyły te chwile oddechu, podczas których wreszcie słyszałam własne myśli. Ale nie było spaceru, bym jednocześnie nie tęskniła.
Macierzyństwo adopcyjne bez lukru
Macierzyństwo (zwłaszcza w przypadku tak małego dziecka) to też cała masa czynności, które do znudzenia trzeba powtarzać, czasem po kilkanaście razy dziennie. Zmywasz, czy odkurzasz i wiesz doskonale, że za chwilę malec znów sięgnie po kolejną łyżkę zupki, jogurtu i wszystko tym wymaże, bo dla niego to najwspanialsza zabawa. Nie żebym była pedantką, ale takiego „Sajgonu” u nas wcześniej nie było.
Gdy w końcu zasypiał to oboje z mężem zbieraliśmy porozrzucane po całym pokoju zabawki, by móc zwyczajnie przejść, czy usiąść. I codziennie obiecywaliśmy sobie, że jutro Tomuś musi sprzątać z nami, że to tak nie może być… Następnego dnia znów tylko my składaliśmy klocki, samochody, narzędzia, puzzle i czuliśmy się, jakby przeszło przez nasz dom tornado… dalej składamy.
Nie – doskonałe dziecko adopcyjne
Tomuś długo nam nie chodził, gdy wreszcie zaczął to ciągle się przewracał, choć nic sobie z tego nie robił… Wstawał i mówił „to nic”. Pomijam to, że leżał w każdym błocie, ale były też miejsca, gdzie jego upadek był zwyczajnie niebezpieczny. Młodsze, czasem nawet o rok lub więcej, dzieci były od niego stabilniejsze. Zresztą dalej jeszcze trochę się przewraca, ale za to świetnie biega (co mnie, jako byłego maratończyka bardzo cieszy 😉 ).
Niedoskonałość naszego świata polega też na tym, że Synkowi towarzyszyły różne problemy zdrowotne, które wymuszały liczne badania, stąd spędzaliśmy trochę czasu w przychodniach i szpitalach. Gdy chciałam już narzekać i zwalać to na karb adopcji, spotkałam mamę, która marzyła o tym, by jej biologiczne dziecko było w takim stanie, jak Tomuś. Było mi wtedy wstyd, że nie doceniam tego co mamy.
Trudności przedszkolne – adopcja problemy
I wreszcie o chwili obecnej. Synek nie nadąża za ćwiczeniami, które rozwiązują, nie wyłapuje różnic na dwóch obrazkach i zamiast rysunków kreśli swoje własne bohomazy. Panie przedszkolanki straszyła nas już, co będzie w szkole. Znów też słyszeliśmy ten niezłomny argument, że inne dzieci już wszystkie…
Najpierw bardzo się tym przejmowaliśmy, codziennie z nim uparcie ćwiczyliśmy, aż Tomuś miał dość i my też. Teraz jednak doszliśmy do wniosku, że każde dziecko ma prawo rozwijać się we własnym tempie i przymuszanie go na siłę do wyszukiwania różnic w obrazkach też nie ma sensu. Mamy nadzieję, że będzie jak z mówieniem, gdy ciągle słyszeliśmy: „już powinien”, „rówieśnicy wszyscy mówią…”,” że odstaje…” A tu nagle w ciągu tygodnia mieliśmy w domu gadułę. Nadrobił wszystko.
Ostatnio też codziennie w przedszkolu słyszymy skargi na Synka, że źle się zachowuje, że się nie słucha, a czasem bije z innymi dziećmi. Aż chciałoby uprościć sprawę i uznać, że winę za to ponosi fakt adopcji i pochodzenia. Jednak przypominam sobie czasy mojego dzieciństwa. Nie było dnia, bym nie stała w kącie, a moja mama nie wysłuchiwała narzekań wychowawczyni. Tak działało na mnie przedszkole, że zamieniałam się w małego łobuza.
Jak więc widzicie nasz adopcyjny świat nie jest idealny, my nie jesteśmy i nasz mały Adoptuś też nie. Z tych niedoskonałych istnień tworzy się jednak naprawdę fajna rodzina, której nie zamieniałbym na żadną inną 🙂
… więcej o naszej drodze do adopcji
4 thoughts on “Idealnie – nieidealna rodzina adopcyjna (adopcja problemy)”
Gdzie dostanę informacje na temat adopcji?
Na naszej stronie i na stronach wszystkich ośrodków adopcyjnych w Polsce 🙂
Cudowny artykuł, po dniu pełnym krzyków potrzebowałam przeczytać dzisiaj coś „niecukierkowego” 😜
Dziękuję!
🧡