Dzieci (nie)chciane

Dzieci (nie)chciane

Dzieci niechciane, a może chciane

O Adoptusiach mówi się czasem  – dzieci niechciane. Tylko, czy zasadne jest takie określenie? Każdy, kto przejdzie skomplikowaną drogę adopcyjną wie, jak bardzo trzeba chcieć Tego Dziecka, by osiągnąć upragniony cel. Zawiłe procedury, trudne rozmowy z pracownikami ośrodka, ich podejrzliwość i ciągłe wystawianie nas na próbę.

Mój Synek jest chciany i mocno wyczekiwany,

czasem mam wrażenie, że może nawet bardziej, niż w przypadku rodziców którzy nigdy nie doświadczyli straty. Tak długo go wypatrywaliśmy, tyle przeszkód i przeciwności pokonaliśmy. Spotykając inne rodziny adopcyjne, widzę w nich to ogromne pragnienie rodzicielstwa.

Nie ma tu mowy o niechcianych dzieciach

Są jednak w Polsce maluchy (nie)chciane, choć nigdy nie zostały porzucone, czy oddane. Dla wielu osób, patrzących z zewnątrz mają one szczęśliwe dzieciństwo, wspaniały dom i kochających rodziców. Jednak to tylko pozory.

Gdy rodzice nie mają czasu dla dziecka

Zacznę może od początku. Zaraz po studiach rozpoczęłam pracę w zachodniej firmie informatycznej, która miała też swoją siedzibę w Polsce. Bardzo szybko zauważyłam, że nie istnieje w niej coś takiego, jak czas pracy, coraz częściej wychodziłam koło godziny 22-giej, robiąc zakupy pospiesznie tylko w sklepach nocnych.

Firma zatrudniała przede wszystkim ludzi młodych, bez trudu nawiązałam nowe znajomości. Nie czułam się więc samotnie, wprost przeciwnie miałam nowych przyjaciół. Priorytetem kierownictwa była nasza wspólna integracja, co rusz mieliśmy organizowane wyjazdy krajowe i zagraniczne. Czasem była to szkoła przetrwania, a innym razem weekend nad jeziorem Bodeńskim, połączony z huczną imprezą.

Dzieci niechciane
Niechciane dzieci

Były wśród nas małżeństwa, szczególnie zapamiętałam jedno – z dwójką malutkich dzieci, których praktycznie nie widywali. Szaleństwo, którego nie potrafiłam zrozumieć. Obydwoje zajmowali stanowiska kierownicze, więc mogli powiedzieć

Nie jadę, wolę ten weekend spędzić z dziećmi.

Jednak nigdy tak się nie stało. W tygodniu te maluszki też nie mogły liczyć na swoich rodziców, którzy przemierzali do klientów krajowych lub zagranicznych spore odległości. Czasem tam nocując. Dzieci spędzały swoje pierwsze lata życia z nianią. W zasadzie to były dwie nianie, wymieniały się w opiece nad maluchami. Jedna nie sprostałaby zadaniu.

Dzieci chciane, a jednak niechciane.

Miały wszystko, brakowało im tylko obecności rodziców. Pracowałam wówczas w dziale płac, więc znałam wysokość zarobków wszystkich pracowników, również i tych rodziców. Pierwszy raz spotkałam się z tak wysokimi dochodami. Zresztą w całej firmie płace odstawały od średniej krajowej. W ciągu zaledwie miesiąca mogli zarobić na najnowszej klasy samochód. Po roku byli w stanie kupić dom z ogrodem.

Minęło 12 miesięcy, a oni dalej pracowali w tak zawrotnym tempie. Nic się nie zmieniało. Doszła jeszcze jedna niania do pomocy. Tak wybrali. Sytuacja materialna ich do tego nie zmuszała. Nawet, gdyby jedno z nich zrezygnowało i tak żyłoby się im wspaniale. Jednak potrzeba i chęć samorealizacji była silniejsza, niż instynkty macierzyńskie i ojcowskie. Tych ludzi nic nie zmuszało do opuszczania swoich dzieci na długie godziny. Co czuły maluchy wiedząc, że mama i tato ofiarują im wszystko, poza wspólnie spędzonym czasem?

Tak wygląda dostatnie dzieciństwo, ale nie szczęśliwe dzieciństwo. Te miesiące i lata są na zawsze stracone, nigdy nie wrócą.

Patrząc na mojego Synka wiem, że jednego tylko pragnie – Nas i naszej obecności, a wszystko inne to tylko dodatek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.