Jak trudno jest adoptować dziecko – gdy system zawodzi

Jak trudno jest adoptować dziecko – gdy system zawodzi

Zawsze marzyliśmy z mężem o dzieciach. Nigdy nawet nie pomyślałam, że nasza droga do macierzyństwa będzie taka trudna, ale najważniejsze to się nie poddawać.

Bywały chwile zwątpienie, łzy rozpaczy i pytania bez odpowiedzi: Dlaczego to nas spotkało? Aż pewnego dnia zaczęłam myśleć o adopcji dziecka. Inne metody zawiodły, a nie wyobrażałam sobie życia bez potomstwa. Mój mąż na początku nie był zachwycony tym pomysłem, ale po jakimś czasie i on uznał, że to dla nas najlepsza droga.

Początek adopcyjnej drogi

Udaliśmy się do ośrodka adopcyjnego, w którym wyjaśniono nam, na czym to wszystko polega, jakie potrzebne są dokumenty i jak wygląda cała procedura adopcyjna. Gdy zebraliśmy już wszystkie, wymagane dokumenty i byliśmy w 100% zdecydowani na ten krok – pojechaliśmy jeszcze raz do OA, oddalonego od naszego miejsca zamieszkania o jakieś 40 km. Tak zaczęła się nasza historia.

Złożyliśmy dokumenty i czekaliśmy. Po 9 miesiącach zaproszono nas na pierwsze testy, rozmowy z psychologami, szkolenia. Odbyła się też wizyta pań z OA w naszym domu. I w końcu po około 1,5 roku czasu otrzymaliśmy kwalifikacje na rodziców adopcyjnych. Zostało nam już tylko czekanie na ten najważniejszy telefon w życiu. Wiedzieliśmy, że kolejka jest bardzo długa.

Poznaj naszą adopcyjną serię książek: Rozmowy o adopcji (doświadczenia kobiet), „Adopcja oczami ojca, Przewodnik po procedurach adopcyjnych oraz nowość: Moje nowe życie po adopcji – historie dorosłych adoptowanych

Dobro dziecka

Ośrodek, w którym odbywaliśmy kurs ciągle powtarzał podczas całej procedury, że najważniejsze jest dobro dziecka i że zawsze nam pomogą, jak będziemy mieli jakiekolwiek problemy. Wierzyłam, że tak będzie, chociaż potem okazało się zupełnie inaczej.

Czekanie na dziecko adopcyjne

Staraliśmy się żyć normalnie, ale często myślałam, kiedy w końcu się doczekamy i zadzwoni telefon z informacją o naszym dziecku.

Minął pierwszy rok od uzyskania kwalifikacji i nic. Ta cisza była czasami nie do zniesienia. Pewnego dnia moja koleżanka powiedziała mi, że jest profil na FB Adopcja i tam są czasem posty informujące o dzieciach, które mają różne schorzenia zdrowotne i nie znajdują się dla nich rodzice.

Dwie kolejki

Nie wiedziałam, że obok kolejki rodziców czekających na dzieci jest też druga kolejka dzieci czekających na mamę i tatę. Nikt na kursach nam o tym nie powiedział. Zaczęłam przeglądać ten profil.

Odnaleźliśmy naszego synka

Pewnego dnia zobaczyłam tam małego chłopczyka. Od razu wiedziałam że to mój wymarzony synek. Miał wtedy jeszcze 4 latka. Napisałam wiadomość z pytaniem, z kim mogę się skontaktować w sprawie dziecka. Otrzymałam informację o jego opiekunach prawnych i tam zadzwoniłam. Chciałam się zapytać od czego powinniśmy z mężem zacząć i w ogóle coś więcej dowiedzieć o tym dziecku.

Pani opiekunka była bardzo miła, opowiedziała nam, że chłopczyk jest zgłoszony do adopcji, ale choć minęły blisko 4 lata nie znalazła się rodzina. Ma też orzeczenie o niepełnosprawności. W ogóle nas to nie przeraziło. Po tym telefonie zmieniło się całe nasze życie. Wiedzieliśmy, że gdzieś tam czeka na nas nasz synek. Chociaż mieliśmy do niego kawałek drogi – nie stanowiło to dla nas jakiegokolwiek problemu. I tu by się wydawało, że mamy szczęśliwe zakończenie. Jest dziecko czekające na adopcję i są kandydaci na jego rodziców (którzy przeszli szkolenie w OA i uzyskali kwalifikację).  

Problemy ze strony ośrodków adopcyjnych

Niestety na drodze do naszego wielkiego szczęścia spotkało nas mnóstwo przykrości. Po telefonie do Pani opiekunki Piotrusia, zwróciłam się do naszego Ośrodka Adopcyjnego z prośbą o przedstawienie karty dziecka. Wiedzieliśmy, że Piotruś zgodnie z regulacjami prawnymi, dotyczącymi procedury adopcyjnej, trafił do bazy centralnej i poszukiwani są dla niego rodzice w całej Polsce. Nie uzyskaliśmy pomocy ze strony naszego OA.

Zebraliśmy więc wszystkie niezbędne dokumenty i złożyliśmy je do sądu z prośbą o ustanowienie osobistej styczności z dzieckiem. Opiekunka Piotrusia poinformowała OA, który kwalifikował synka do adopcji, że jest rodzina, pragnąca go przysposobić.

Pani dyrektor tego ośrodka bardzo się zdenerwowała i powiedziała, że to nie jest możliwe i zaczęła utrudniać całą procedurę adopcyjną, powiedziała że na pewno zapłaciliśmy pieniądze za dziecko, bo chcemy wszystko obejść bezprawnie.

Zarzut ten był absurdalny ponieważ wszystkie dokumenty złożyliśmy do sądu w miejscu, gdzie przebywało dziecko. Przez lata OA nie znajdował dla niego rodziców. My byliśmy po kursie na rodziców adopcyjnych i uzyskaliśmy kwalifikację na ra.

Zgłoszenie do prokuratury

Ostatecznie cała sprawa została zgłoszona do prokuratury. Otrzymaliśmy zgłoszenia na policję, a nasza Pani opiekunka Piotrusia została posądzona o handel dziećmi. Wszyscy byliśmy w szoku, że zamiast ośrodki nam pomóc (OA, który kwalifikował Piotrusia i drugi OA, w którym przeszliśmy kurs),  robiły wręcz wszystko, abyśmy nie dostali dziecka.

Nasz Ośrodek nawet cofnął nam kwalifikację ponieważ pani psycholog uznała, że tylko oni mogą nam zaproponować konkretne dziecko. My sami nie możemy go wskazać.

Rozmowa z dzieckiem dodawała nam siły

Wtedy już myśleliśmy, że to będzie koniec, chociaż zawsze gdy dzwoniłam do Piotrusia to rozmowa z nim dodawała nam sił i wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać właśnie dla tego dziecka. On tak bardzo chciał mieć mamę i tatę.

Czas płynął wolno. W końcu zakończyła się sprawa w prokuraturze. Oczywiście prokurator uznał, że zarzuty były absurdalne i wszystko idzie według procedury. Na sprawie sądowej o ustanowienie styczności musieliśmy wszystko sędziemu wyjaśnić, co tak naprawdę się stało i udowodnić, że my nic złego nie zrobiliśmy. Chcieliśmy po prostu zostać rodzicami dziecka obciążonego zdrowotnie i dać mu prawdziwy dom, a ośrodki zrobiły z nas ludzi, którzy łamią prawo. Sędzia nam uwierzył. Kazał czekać na kolejną rozprawę i dopiero wtedy po 5 miesiącach nerwów i ciągłym zamartwianiu się, co w ogóle dalej będzie, zabraliśmy Piotrusia do domu. Był to najszczęśliwszy dzień w naszym życiu.

Wcześniej, gdy dzwoniłam do OA, który zakwalifikował synka do adopcji to pani dyrektor nawet nie chciała ze mną rozmawiać. Traktowała mnie jak śmiecia, który zrobił coś złego. Ale i tak się tym nie przejmowałam. Wiedziałam że dobro dziecka dla mnie jest najważniejsze, a dla niej raczej nie.

Zmiana nastawienia ośrodka adopcyjnego – światełko w tunelu

Gdy na wniosek Sądu pani psycholog z naszego OA przyjechała do nas do domu i poznała Piotrusia serce jej w końcu zmiękło i zaczęła z nami normalnie współpracować i w końcu napisała o nas pozytywną opinię do Sądu. Wtedy już wiedziałam, że będzie tylko lepiej. Musieliśmy udowodnić w Sądzie, że zadbamy o Piotrusia najlepiej, jak tylko potrafimy. Synek wymagał wielu specjalistycznych wizyt u lekarzy, ale to akurat dla nas nie stanowiło problemu.

Kolejne problemy przy adopcji

Gdy mieliśmy końcową sprawę o adopcję dowiedzieliśmy się, że pani dyrektor ośrodka gdzie był kwalifikowany chłopczyk nie dawała za wygraną. Interweniowała nawet u Rzecznika Praw Dziecka i po raz kolejny chciała zrobić z nas najgorszych ludzi na świecie. Ale, gdy już mieliśmy dziecko w domu, testy na więzi rodzinne wyszły bardzo dobrze. Nasza pani psycholog też wiedziała, że to nasze dziecko i już nic nie mogło stanąć nam na drodze.

Wreszcie zostaliśmy rodzicami adopcyjnymi – wygraliśmy z systemem

W końcu doczekaliśmy się tej ostatniej rozprawy i usłyszeliśmy, że zostaliśmy rodzicami. Był to nasz najszczęśliwszy dzień na świecie. Przeszliśmy bardzo dużo. Ośrodki Adopcyjne, które zawsze mówiły że liczy się dobro dziecka zawiodły.  Okazało się, że jest to slogan, który nic nie znaczy. Nie otrzymaliśmy żadnej pomocy, gdy jej potrzebowaliśmy. Ale powiem Wam, że nie żałuję żadnej wylanej łzy. Piotruś jest z nami już 14 miesięcy wreszcie ma mamę i tatę. Daje nam dużo radości i miłości. Nie poddawajcie się! Na końcu zawsze czeka szczęśliwe zakończenie. U nas to trwało 9 lat (od kiedy w ogóle zaczęliśmy się starać o dziecko) i w końcu nasze marzenia się spełniły. Synek jest z nami 🥰🥰🥰🥰

Tu kupicie nasze książki o adopcji: sklepik adopcyjny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.